Bałam się z gliny ulepić cokolwiek innego niż anioły i podstawki . O naczyniach nawet nie marzyłam. Widziałam jakie cuda tworzyły koleżanki na zajęciach z ceramiki. Patrzyłam i podziwiałam i nie wierzyłam, że umiem coś takiego zrobić . Druga sprawa, że jakoś nie miałam motywacji do wykonania czegoś z naczyń . Nikt tego nie potrzebował włącznie ze mną bo po co mi kolejna "skorupa ", a i wyobrażenia jak to zapewne będzie wyglądało w moim wykonaniu nie zachęcało do posiadania czegoś takiego.
Pewnego dnia zaświtało. Mama wspomniała, że może jakąś miskę na owoce bym zrobiła. Wzięłam byka za rogi i do dzieła. Ugniatałam, wałkowałam, wycinałam, gdyby nie wskazówki koleżanek pewnie bym porzuciła ten pomysł, bo bliska byłam przekonania, że jednak nic z tego nie będzie.
Coś tam jednak wyszło spod moich rąk. Powstała taka miseczka z której jestem zadowolona. Spełnia swoją funkcję i zdobi kuchnię.
Pozdrawiam moje wierne czytelniczki , które ze mną są ( bo niektórzy odchodzą :-( ) i wspierają mnie w moim twórczym działaniu :-).