Co roku tak około końca lutego, gdy jeszcze śnieg i mróz za oknem w mojej głowie ospale zaczynają pojawiać się myśli okołoogrodowe. Gdy lista prac jakie czekają mnie w ogrodzie wraz z nastaniem wiosny jest już nie do zapamiętania przelewam ją na papier. Tego roku lista była wyjątkowo długa. Część prac wykonuję cyklicznie co roku jak cięcie tuj, hortensji, drzew owocowych. Całe szczęście to już za mną . Ponieważ sił coraz mniej a i czas jakby się skurczył, aby mnie ogród całkiem nie pochłonął tego lata przez co zniechęcił do siebie, postanowiłam ograniczyć miejsce na uprawę warzyw. W tym roku czekało mnie kilka przesadzeń, wycięcie świerka, który nie bardzo chciał rosnąć, ułożenie chodniczka oddzielającego część warzywną od trawnika i zasianie tegoż trawnika. Nie patrząc na nic i nie licząc na nikogo zakasałam rękawy i do dzieła. Kilka dni majówki spędziłam na sadzeniu, pieleniu, kopaniu... Prace w ślimaczym tempie posuwały się. Niepostrzeżenie mijały kolejne wolne dni, drzewa obsypały się białym kwieciem, zielone główki tulipanów zaczęły nabierać koloru a ja ciągle walczyłam z mniszkiem, z korzeniami, siałam groszek pachnący, sypałam ziemię do skrzynek, sadziłam lobelie, pelargonie... Każde wykreślenie na mojej liście zadań cieszy mnie jakbym wygrała kolejną bitwę. Wczoraj posiałam trawę. To nie znaczy że już koniec moich ogrodowych prac, bo kto ma ogród wie, że zawsze coś się znajdzie do robienia, ale w końcu mogę zwolnić i cieszyć się tym wiosennym czasem.
Pozdrawiam wiosennie zakręconych :-).