środa, 13 kwietnia 2016

Ceramiczne nieloty

Zaczęłam jesienią przygodę z gliną.  Najpierw były trochę może przypadkowe warsztaty świąteczne na których wśród innych zajęć było godzinne zaznajamianie się z gliną i nieudolne tworzenie pierwszego glinianego kafelka , którego nawet nie warto pokazywać. Potem stwierdziłam że takie dotykanie, głaskanie , ugniatanie gliny ma świetne działanie terapeutyczne. Dzięki dobrym ludziom moje gliniane marzenia mogły się zrealizować. I tak dzięki mojej koleżance, która ma samochód mogę co piątek razem z nią zostawić cały ten szary świat wiele kilometrów za sobą ( bo warsztaty ceramiczne odbywają się kilkanaście kilometrów od mojego miasta) i zagłębić się w świecie kolorowej, miękkiej gliny i barwnych, zawsze sprawiających niespodziankę, szkliw. Dziękuję :-).
 Nie powstałyby moje gliniane cudeńka  gdyby nie to, że pewna miła, młoda, ciepła kobietka zgodziła się wziąć  nas pod swoje " gliniane skrzydła " bez żadnych finansowych zobowiązań mimo że, to warsztaty gminnego ośrodka kultury  dla miejscowych, a my jesteśmy z, powiedzmy, dużego  miasta .
 I teraz ugniatam , wałkuję glinę  jak jest to  możliwe co tydzień a jak nie jest mi dane pojechać na warsztaty to dni są wypełnione myślami twórczymi i tęsknotą za kawałkiem gliny.
 Jak w każdej przygodzie i w tej "glinianej" są niepowodzenia, bo coś pękło przy wysychaniu, szkliwo spłynęło nie tak jak oczekujesz,  są chwile napięcia gdy czekasz na wypalanie w piecu. Są i chwile radości, gdy otrzymujesz po kilku tygodniach pracy gotowe dzieło ( może to za dużo powiedziane :-)).

Pierwsze godne pokazania powstały ptaszki dla siostry.


Tak wyglądały tukaniki podczas nakładania szkliwa po wypaleniu na biskwit .


A tu już gotowe.








Pozdrawiam serdecznie :-).

środa, 6 kwietnia 2016

Wiosennie

Czekałam na nią od dawna. Chociaż kalendarzowa trwa od niedawna to tych zimnych dni i ciągłego braku słońca miałam już dosyć . Ciągle wpatrzona w okno wyczekiwałam jakiegoś znaku że już jest. Wiosna.  Dzisiaj poczułam jej ciepły oddech na moim policzku,  gdy tak w cienkiej apaszce zamiast grubego szalika na szyi, wyszłam do ogrodu.
Po tak mało zimowej zimie, co wcale nie było korzystne dla roślin, z obawą czekałam na to co wyrośnie z ziemi. Kwiaty dały radę. Przetrwały i tylko czekały , aby w końcu rozwinąć się w pełni i ku słońcu rozchylić swoje płatki. Miło było w promieniach słońca i przy wtórze ptasich treli zacząć sezon ogródkowy. Ciesząc oczy kolorami wiosny grabiłam wypoczętą po zimie ziemię, przycinałam gałązki, sadziłam bratki...








A na balkonie zadomowił się taki nieszafirowy szafirek :-).





Jeszcze muszę Wam się pochwalić że wiosną, kiedy koty marcują wygrałam candy organizowane przez Alinę , która prowadzi blog "ALIWERO domowa pracownia" i otrzymałam takiego ładnego kotka i jeszcze słodkości . 
Dziękuję Tobie Alinko :-).



Pozdrawiam wiosennie :-).