Między myciem jednego okna a polerowaniem drugiego, między lataniem ze szmata i wycieraniem kurzu z półek , wieszaniem się na drabinie żeby dosięgnąć żerandola i przetrzeć jego najdalsze zakamarki , robieniem listy co jeszcze kupić aby niczego nie zabrakło gdy zacznę rządzić w kuchni, polerowaniem luster , myciem dywanu, praniem ... malowałam jajka.
Najpierw pomalowałam plastikowe kule biała farbą.
Czekające na prasowanie firanki i zapach włączonego żelazka ( jak się potem okazało to włączone , gorące żelazko wcale nie było dobre dla firanek a wrecz katastrofalne ) oderwał mnie od przyjemności jaką bylo malowanie jajek w kolorowe wzory. Wielkanoc u mnie jest zawsze kolorowa i jajka też z tej okazji przybierają różne barwy.
Potem przyszła pora na złocenie. Lubię złocić. Kiedyś była to moja praca. Całymi godzinami złociłam drewniane elementy starych ołtarzy i nie jakimś tam szkagmetalem, jak teraz te jajka, ale prawdziwym złotem. Niestety czasy się zmieniły po dawnej pracy zostało tylko miłe wspomnienie i kilka pozłoconych zabytkowych ołtarzy , ram , figur i żal że się to wszystko ze względów ekonomicznych tak skończyło.
Jeszcze tylko wstążki atłasowe, cekiny...
...i jajka gotowe.
A sprzątanie? Też już prawie skończone.