poniedziałek, 30 grudnia 2013

Świąteczne wspominki


Piję herbatę z pieprzem i wspominam.
Stół nakryty białym obrusem... Opłatek w dłoniach bliskich... Życzenia płynące z serca... Na stole karp w galarecie, barszcz z uszkami, ryba po grecku, pierogi z kapustą...
Słyszę śmiech dzieci, gdy rozpakowywują prezenty... Potem śpiewanie kolęd... Gwar bliskich przy świątecznych słodkościach... Radość ogarnia wszystkich...
Wszystko to jest już przeszłością.
Sycę się tym, co zostało po tamtych świątecznych dniach. Otulam się blaskiem świec. Choinka lśni od brokatu , którym ją obsypałam. Za oknem błyszczą fioletowe lampki.
Delektuję się piernikami od mojej siostry. Słodycz minionych dni zastępuję cukierkami. Już na podłodze, obok kanapy, na której zaległam :-) rośnie stosik papierków. To oznaka jak bardzo brakuje mi tego, niepowtarzalnego, świątecznego nastroju. 


Cieszę oczy jeszcze świątecznymi dekoracjami.
 W nawale przedświątecznej zawieruchy, jaka przeszła przez mój dom, cudem udało mi się zamknąć w świątecznych serduszkach to, co przypomina święta : dzwoneczki, wstażeczki, jemiołę i perełki - blask świąt.




Święta minęły . Za rok znowu będą. Mam nadzieję, że będzie równie pięknie , spokojnie, przytulnie.



Już jutro koniec roku. Jednym z moich zapomnianych marzeń było, aby ten rok zakończył się na moim blogu liczbą 100 obserwatorów. Marzenia, te małe, czasami się spełniają :-).
 Dziękuję :-)
 Życzę Wam aby i Wasze się spełniały :-)

piątek, 20 grudnia 2013

Życzenia poszły w świat

 Między myciem okien a opanowywaniem haosu jaki jeszcze mam w domu po remoncie wycinałam, kleiłam, malowałam i w końcu jakimś cudem udało mi się  zrobić karteczki świąteczne.






Przecież nie mogłam moich bliskich zawieść w tym roku. Radość, jaką przeżywam gdy słyszę , że komuś
sprawiłam miłą niespodziankę, że przechowuje te corocznie otrzymywane dowody pamięci, jest bezcenna.

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Złapię święta za ogon

A u mnie ciągle brak śniegu ( bo stopniał ), pierników , ozdób choinkowych, dekoracji świątecznych, zapachu ciastek. Święta zamiast się zbliżać umykają mi i będę je musiała złapać w ostatniej sekundzie za ogon :-). Plastikowe bombki czekają na pierwsze dekupażowe ozdobniki. Prawdopodobnie już nie zdąże ich ozdobić, bo się przestałam napinać. Napinanie się. Tak określam stan, gdy wszystko chcę zapiąć na ostatni guzik , gdy dążę, aby wszystko było perfekcyjnie przygotowane. Bombki schowam ze wstydem do kartonu i spokojnie wyciągnę może...w maju. Wtedy na pewno zdążę do następnych świąt. 
Powtarzam sobie: tylko spokojnie i już nie pędze. Przecież nic się nie stanie, jeżeli w tym roku nie będzie na przykład pierników.


( Co tu robią te kwiatki. O tym trochę później )

Za to ściany w pokoju będą białe jak śnieg . Śnieg powinien byś na święta. Wspinam się na drabinę , stół , taboret i jak akrobatka tańczę z pędzlem pod sufitem. Zamiast na bombkach zielone ornamenty tworzę na białej ścianie.


 W drugim pokoju ściany będą zielone zamiast morelowych jak to było przez wiele lat. Moczę pędzel w farbie i ... zielenię? pozieleniam? Jak by tego nie nazwać to zaczyna być zielono. Przecież zielony to też kolor świąt :-). Więc zaczynam świętować? No i ten cytrusowy zapach farby. Przecież cytrusy zawsze u mnie są na święta.


W przerwach między jednym a drugim pociągnięciem pędzla powstają moje pierwsze dziergane na szydełku kwiatki. Nie wierzyłam, że potrafię je zrobić ale chęć i kilka prób uzmysłowiły mi , że nie jest to takie trudne.




I tak mija mi nieświątecznie ten mój przedświąteczny czas. 

piątek, 22 listopada 2013

Na zimne wieczory i ranki

Nie lubię zimna. Od września do maja jestem ciągle zmarznięta. Marzną mi dłonie, stopy ...
Zimne ranki, gdy wychodzę do pracy i wieczory, gdy z niej wracam powodują , że otulam się kurtką, szalem i czym się jeszcze da. W domu okupuję kanapę okryta kocem i grzeję dłonie o ciepły kubek z gorącą herbatą.
W walce z zimnem pomaga mi piękna chusta, którą wygrałam w candy ( wstyd się przyznać ) jeszcze latem. Chwalę się nią wszystkim i podziwiam zdolne rączki , które wyczarowały coś tak pięknego . Autorką tego cuda jest Mariola prowadząca blog " Marsza i Scrabooking " .
 

Teraz otulam się chustą i czuję jak rozgrzewa mnie lekkim  "gryzieniem " w szyję, bo jest zrobiona z prawdziwej wełny.
Jeszcze pochwalę się jak pięknie była zapakowana . Do tego jeszcze dostałam śliczną, własnoręcznie wykonaną kartkę. Po prostu cudo !.



To nie jedyne wygrane candy latem .Otrzymałam jeszcze od Kasi z blogu " Atelier haftu " śliczny woreczek z wyhaftowaną lawendą , w którym trzymam zasuszony zapach lata :-).


Dzięki tym podarunkom moje długie, jesienne wieczory są ciepłe i pachnące. Dziękuję :-).

wtorek, 12 listopada 2013

Rodzina jest najważniejsza


Lubię te nasze coroczne, rodzinne spotkania. Czekam na nie cały rok. Teraz też tak było. Zawsze z lękiem oczekuję kto pojawi się tym razem. Czy znowu będziemy wszyscy?. Upływający czas u starszych i natłok obowiązków u młodych powodują , że nie wszyscy mogą przyjechać.
To takie pokoleniowe spotkania jednak różnicy pokoleń nie odczuwam. Co roku sycę się widokiem starszych pań i panów, w których ciągle jest energia i radość. I chociaż , gdy w życiu pojawia się nuta cierpienia , może bólu to to miją na te kilka godzin , gdy jesteśmy wszyscy razem.
Gdy my w domu zajęci wspomnieniami, na dworze -  tak jak my kiedyś biegaliśmy zaglądając w każdy zakamarek podwórka goniąc kota czy psa - biegają teraz dzieci kuzynów . To nowe , trzecie pokolenie naszego spotkania.
Czerpię z tych spotkań, pełnych radości i wspomnień ,  tyle pozytywnej energii. Napełniam się tą radością płynącą od innych i żegnam z wielkim żalem , gdy przychodzi koniec.


 

Co mogę ofiarować za to wszystko co mnie spotyka od tych wspaniałych ludzi ? Na pamiątkę naszego spotkania obdarowałam każdą ciocię i kuzynkę serduszkiem , które znacie .


To nic , że siedziałam po nocach  ( bo ja przecież jestem nocny Marek :-)) aby przygotować opakowania z szarego papieru i zawieszki z płótna szarego pokrytego dakupażowymi obrazkami.
Widziałam radość z niespodzianki i to mi wystarczyło. Ja otrztrzymałam zastrzyk pozytywnej energii . I o to w tym chodzi.


czwartek, 24 października 2013

Wiosna w sercach i... pod ziemią:-)

Polska złota jesień właśnie tak powinna wydlądać jak dzisiaj. Ostatnie kolorowe liście na drzewach barwią świat, a te co spadły tworzą szeleszczący dywan pod stopami. Lubię ten dźwięk. I lubię ciepłe kolory jesieni : żółcie, brązy , beże... I lubię mgłę gdy rano tajemniczo otyla wszystko. I lekki wietrzyk lubie  przesuwający  pojedyńcze liście, które biegają po drodze jak małe myszki :-). 

Ktoś powiedział , że pogoda prawie wiosenna. Słońce świeci a na termometrze 15 stopni.
Na moich serduszkach zakwitły wiosenne kwiatki.


Gdy świat taki piękny szkoda siedzieć w domu. Żeby wiosenne kwiaty zakwitły w ogrodzie musiałam poczynić pewne przygotowania.


W ziemi " ukryłam " cebulki tulipanów , hiacyntów, krokusów...
Czas zatoczył koło i jak rok temu znowu zaprosiłam wiosnę do ogrodu. Na odpowiedź trzeba będzie poczekać kilka miesięcy.



W ogrodzie porządki przed zimą zrobione. Ziemia odpoczywa do wiosny a ja odpoczywam po dobrze spędzonym dniu.

wtorek, 15 października 2013

Podróż sentymentalna cz. II

 W sezonie wycieczkowym wszystkie autokary  i auta z polskimi i zagranicznymi rejestracjami akurat przebywające na Warmii, nie mogą pominąć na swojej drodze zwiedzania Świętej Lipki , o której pisałam wcześniej. Inaczej jest z Reszlem. To niewielkie  miasteczko przycupnięte jakby w cieniu barokowej perły leży tylko kilka minut drogi od Świętej Lipki. Mało kto tam zajeżdża nie wiedząc co traci.


Tu możemy podziwiać zamek biskupów warmińskich z przełomu XIV i XV wieku , gotycki most zbudowany cały z cegły, barokowy kościół Świętego Krzyża, kościół farny pod wezwaniem św. Piotra i Pawła.


Mnie najbardziej zauroczyły uliczki, którymi można dotrzeć do rynku z neoklasycystycznym ratuszem i średniowieczną studnią. Reszel był jednym z pierwszych miast w Europie, w którym już w średniowieczu działała kanalizacja. Ścieki były odprowadzane przy pomocy systemowi drewnianych rur. Natomiast czysta woda była doprowadzana do gospodarstw za pomocą rur z pięciu miejskich studni.


Dużo czasu nie miałam ale wystarczyło by przypomnieć sobie atmosferę tego miasteczka, aby zapomnieć, że gdzieś indziej jest świat szybkich samochodów , supermarketów...Tu upajałam się spokojem bezludnych uliczek ( co mnie bardzo dziwiło bo był środek dnia) , podziwiałam resztki murów obronnych , nieświadomie chwytałam urokliwe chwile i zatrzymywałam w aparacie niewidoczne dla innych detale .




Może to dziwne, ale te stare ogrodzenia i balustrady zniszczone bardziej przez czas niż przez ludzi, kryły w sobie jakieś magiczne piękno.

Podróże sentymentalne. Wspomnienia o nich zawsze wywołują uśmiech na mojej twarzy . Wiem, że do tych miejsc zawsze będę wracała .

wtorek, 1 października 2013

Podróż sentymentalna cz. I

Jest takie magiczne miejsce, gdzie chciałaby wracać, gdy tylko jest to możliwe. Miejsce gdzie wiem , że zostało część mojego, tego może lepszego życia. Tu historia XVIII wieczna przeplata się z historią mojego życia.

Święta Lipka - perła baroku na Warmii i Mazurach.






Tu, z dala od zgiełku wielkiego miasta , siedząc wysoko na rusztowaniu pod sklepieniem , otoczona świętościami, aniołami pieczołowicie pielęgnowałam swoją anielska cierpliwosć konserwując to, co zostało z XVIII wiecznego malarstwa freskowego.


Wracam tu, aby zachować w pamięci ten klimat sprzed kilku lat.
Co można czuć wpatrując się w oblicze anioła pozostawionego na ścianie przez artystę setki lat temu. On wpatruje się w ciebie . Uśmiechasz się, bo czyż może być coś wspanialszego, jak pokrywanie tego oblicza tysiącem drobnych punkcików farby, aby oblicze to było widoczne nie tylko dla ciebie, ale i dla milionów , które tu przybędą, żeby podziwiać to wspaniałe XVIII wieczne dzieło malarskie i architektoniczne.


To tu byłam " złotą dziewczyną ", gdy tak wsłuchana w anielskie dźwięki płynące z organów,  pokrywałam tysiącami płatków cienkiego jak mgiełka złota, głowice pilastrów.


Setki razy odrywałam wzrok od kolejnych konserwowanych scen i złoceń i spoglądałam w dół i widziałam ludzi pochylonych przed ołtarzem.
Inni przybyli tu, aby podziwiać organy z ruchomymi figurkami podczas koncertu.



Tu pozostało tysiące długich rozmów o tajemnicach skrywanych w tym miejscu, tysiące uśmiechów , radości...
Wracam tu, aby upewnić się , że ten świat ciągle istnieje.
Wracam, aby wróciły wspomnienia . Aby dobra energia znowu otoczyła mnie swoją opieką. Aby dobrzy ludzie znowu uśmiechali się na mój widok a ja, abym uśmiechała się widząc ich w dobrym zdrowiu.

Ktoś mi kiedyś powiedział , że we mnie jest to pozytywne, że nie żałuję tego co minęło, ale cieszę się z tego, że to przeżyłam.
Wiem , że ten czas już nie wróci bo runęłam jak z rusztowania w prozę życia , szarą rzeczywistość, bo czasy się zmieniły, coś się skończyło, bo przecież za coś trzeba dalej żyć.
I zosteły tylko wspomnienia...Nie... nie tylko wspomnienia bo zawsze mogę tam wrócić. To miejsce istnieje i będzie trwało nawet jeżeli już mnie nie będzie.